CreepyWrite #6


~* Grossman *~

Odłożyłem Ben'a do łóżka. Podczas krótkiej drogi do jego pokoju jęczał z bólu nie opuszczając ręki z głowy. Hmh, należało mu się w sumie. Poza tym doskonale wiedział, że nie ujdzie mu to na sucho. Rozumiem, że Sally jest morderczynią, psychopatką, ale nadal jest dzieckiem. Tak czy siak nie powinien doprowadzać jej do płaczu...
Wyszedłem z jego pokoju i ponownie udałem się do kuchni, w końcu chciałem tylko napić się kawy.
W pomieszczeniu nadal siedziała Clocky, chyba nie wiedziała co ze sobą zrobić.
- Ej, mała, co się stało? - zapytałem nalewając wody do czajnika i stawiając na kuchence.
- Nieważne... - odpowiedziała wzdychając  oraz pospiesznie wycierając łzę z policzka. Jak nie chce niech nie mów, w końcu potem jak Toby się zorientuje to ją pocieszy, zawsze tak było. Aż nie dobrze mi się robi kiedy na nich patrzę, ble.
- Chcesz kawy? - zaproponowałem.
- Herbaty, poproszę... - jak na rozkaz wyciągnąłem z szafki drugi kubek i wrzuciłem do niego saszetkę z herbatą. Odczekałem jeszcze kilka minut zanim woda się zagotowała, po czym zalałem wrzątkiem oba naczynia. Podałem Clocky kubek, następnie wraz ze swoją kawą usiadłem na przeciwko niej. Piliśmy w ciszy. Wyglądałem przez okno, nie widziałem sensu się odzywać skoro sama Clockwork nie jest rozmowna. Zacząłem gwizdać jakąś melodyjkę, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Może chcesz, żebym poszedł po Toby'ego? - zapytałem kończąc swoją kawę.
- N-nie... - i znowu się rozpłakała. No rzesz, to o niego chodzi?
- Hm... Może na poprawę humoru wybrałabyś się ze mną na rzeź... Dzisiaj Slender mnie dopuścił na nocną akcję...
- Nie jestem dzisiaj zdolna do-do jakiejkolwiek pracy... - westchnęła wycierając rękawem koszulki łzy.
- Mała, życie nie jest do rozpaczania! Trzeba się cieszyć z tego co się ma! No dalej, chodź! Trochę pomordujemy i od razu humor Ci się poprawi! - powiedziałem wesoło.
- Naprawdę, sądzę, że to nie jest dobry pomysł...
- A od kiedy nie masz ochoty na mord? Mała...
- Po prostu nie. - odpowiedziała wstając, a następnie opuściła pomieszczenie. Hm.




~* Jane *~
Nie miałam ochoty spać, więc łaziłam sobie po budynku, z piętra na piętro. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nagle usłyszałam ciche łkanie. Zeszłam niżej, na parter i zobaczyłam zapłakaną Clocky.
- Hej... - powiedziałam cicho. - Słyszałam co się stało... Przy-przykro mi..
- Mi też jest przykro... - rzekła wchodząc na górę. Ruszyłam za nią.
- Nie przejmuj się tym tak... Jest tu dużo innych chłopaków!
- A co mi po nich?! - zapytała retorycznie widocznie zdenerwowana moim zachowaniem.
- Uhm... Clocky, zrozum, że tutaj takie związki i tak nie mają przyszłości... Chyba to było wiadome, czyż nie?
- Tak... T-toby mówił, że Garniak miał do nas pretensję... Między innymi to mnie w nim wkurzało... - westchnęła.
- Ale że w Toby'm..? - nie zrozumiałam aluzji.
- Tak... Względem Slendera straszny z niego maminsynek... Jeszcze gorszy niż Masky... - wywróciła swoim jednym okiem. - Naprawdę, czasami doprowadzał mnie tym do szału. Slender kazał mi zrobić to, tamto - próbowała podrobić głos Toby'ego. - Masky i Hoody sobie beze mnie nie poradzą. Garniak to mój szef, muszę się go słuchać, bla, bla bla... - pociągnęła nosem.
- Więc czemu tak rozpaczasz? Skoro tak cię irytował to chyba lepiej, prawda?
- Ch-chyba...
- No, a teraz idź odpocznij, jest już późno, a ty wyglądasz na strasznie zmęczoną. - rzekłam rozkazującym tonem uśmiechając się. Przytaknęła tylko, po czym się obróciła i poszła do swojego pokoju. W tym samym czasie z drugiego końca korytarza usłyszałam gwizdanie. Zwróciłam się w stronę dźwięku, po sekundzie wpadając na Eyeless Jack'a.
 - Au... - powiedziałam łapiąc się za głowę, a po pomieszczeniu nadal roznosiło się gwizdanie. - Uważał byś trochę... - na odpowiedź wzruszył ramionami. - Gdzie się wybierasz? - zapytałam od tak.
- Zgłodniałem, no wiesz... - poklepał się po brzuchu.
- Wiesz co... Chyba ostatnią porcję nerek wcinał Smile... - zastanowiłam się przez chwilę.
- Co?! Jak śmiał! Przecież każdy wie, że one są moje!
- Chociaż może to były serca...
- Mam nadzieję... - westchnął.
- Oj tam, nawet jeśli to były twoje nerki, to jakby co możesz sobie jeszcze zapolować! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Wiem, wiem... - ponownie westchnął. Ominął mnie i zszedł na dół, a ja po prostu ruszyłam dalej wzdłuż korytarza, coraz głośniej słysząc gwizdanie. Dochodziło ono z jednego pokoju, do których drzwi były otwarte. Zajrzałam do środka i zobaczyłam wesołego jak nigdy Liu.
- A ty co taki szczęśliwy? Normalnie dzisiaj jakiś dzień emocji się tu odbywa... - weszłam do jego pokoiku.
- W sumie to nie wiem! - odpowiedział z uśmiechem. - Przed chwilą dowiedziałem się, że mogę wyjść jutro na małą zabawę... - zaśmiał się pod nosem. - O co chodzi z dniem emocji?
- Clocky płacze, ty jesteś szczęśliwy, Toby z siebie zadowolony, Hoody wkurzony, Masky też. Tak jakoś zdaje mi się, że jest trochę inaczej niż zwykle... - wzruszyłam ramionami.
- Czemu Clocky płacze? - nie ukrywał zdziwienia.
- No właśnie Toby z nią zerwał...
- Boże, i to ma być powód? Naprawdę? Niech mnie nie rozśmiesza. Czy my jesteśmy jakimiś nastolatkami z głupimi problemami, czy raczej psychopatami, bo czasem nie widzę różnicy.
- Wiesz, jej serio na nim zależało, no to teraz przeżywa... - westchnęłam.
- Taa, i niech teraz siedzi przed telewizorem w szlafroku i z kubełkiem lodów, płacząc do beznadziejnych komedii romantycznych. - zaśmiał się szyderczo. Pokręciłam tylko z politowaniem głową.
- Dobra, to ty się baw na tej akcji, życzę by cię nie złapali... - rzekłam i wyszłam, nie dając mu odpowiedzieć.
Powinnam wrócić, może jakoś zmuszę się do snu. Teraz nie ma co tu robić, naprawdę.





~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~
Pozdrawiam serdecznie!
Pisanie tego rozdziału zajęło mi kilka miesięcy, haha.
No ale nic nie poradzę jak mnie naciskacie na samo K2! ;-;
Coś dla odmiany trochę CreepyPasty.
Mam pytanie: Jako kto mam pisać w następnym rozdziale?
Eyeless Jack
Liu
Judge Angels
Jeśli się spodobało, skomentuj. ♥
< SERIO, komentarze są mi potrzebne do życia i pisania. >
~ Fire

Komentarze

Prześlij komentarz