CreepyWrite #7


~* Eyeless Jack *~

- Pierdolony, głupi, debilny, pieprzony... - kląłem pod nosem, na tego parszywego kundla. Jednak okazało się, że zeżarł moje nerki, no ja go zaraz wypatroszę. Trzasnąłem drzwiami lodówki, tak mocno, że aż pobliskie puste szklanki się zatrzęsły. Co ja teraz mam zjeść? Zaraz umrę z głodu... Rozmyślając o żarciu, wtórowało mi burczenie brzucha. Jeśli teraz pójdę do Garniaka z prośbą, o to czy mogę wyjść na coś do zjedzenia, pewnie pozwoli mi dopiero za tydzień, lub nawet miesiąc, bo dopiero co niedawno byłem na akcji, właśnie po to by zrobić sobie zapasy. DZIĘKI SMILE, WIELKIE DZIĘKI. Uderzyłem głową w ścianę zażenowany. Super, po prostu super...
- Robisz sobie jakiś dzień pokuty? - usłyszałem za sobą, sarkastyczny głos Nicole. Od razu zrobiło mi się głupio. Odwróciłem się w jej stronę, drapiąc się w tył głowy i uśmiechając się głupkowato. Przecież mam na sobie maskę! Co się ze mną dzieje?
- Nie... Smile zjadł moje nerki i teraz umieram z głodu... - westchnąłem.
- Przynajmniej trochę schudniesz. - odpowiedziała sucho podchodząc do lodówki. Urocza, naprawdę.
- A ty teraz masz zamiar jeść? - zapytałem.
- No tak, zaraz wybieram się z Grossman'em, na akcję, więc sobie przed tym zjem kanapkę. - wyjęła ser, a następnie wyciągnęła chleb z szafki.
- A więc idziesz z Grossman'em... - zaśmiałem się nerwowo. Szczęściarz z niego, też bym chciał z nią iść na jakieś morderstwo. - No to baw się dobrze! - dodałem szybko.
- Jeśli chcesz, mogę ci przynieść coś do jedzenia - nadal mówiła obojętnie, nakładając ser na kromkę, po czym ją ugryzła.
- Naprawdę?! Dzięki! - uśmiechnąłem się szeroko, tylko przez maskę oczywiście nic nie było widać...
- No problem - odpowiedziała wychodząc ze swoją kanapką. 
Ach, czemu nie umiem jej poderwać, chyba aż tak źle ze mną nie jest, chyba...




~* Judge Angel *~

Ech, no gdzie ona jest, no gdzie ona jest... Jak zaraz nie przyjdzie, to nie wiem... 
Byłam na tyłach psychiatryka, czekając na Blood Dash, miała mi przekazać coś o co ją prosiłam, ale się spóźniała...
- Jestem! - usłyszałam za sobą jej głos. W końcu..
- Co tak długo?! - zapytałam odwracając się w jej stronę.
- Przepraszam... A-ale... Chwile, daj mi odetchnąć... - padła na ziemię biorąc głęboki wdech. Widać biegła. - Włamać się do sklepu nie było łatwo, jeszcze kiedy pomyliłam się z tym co miałam dla ciebie wziąć... - powiedziała podnosząc w górę paczkę. - Musiałam tam iść drugi raz...
- Dobra, wybaczam ci - odpowiedziałam szybko i wzięłam paczkę. - Ale to na pewno jest to o co cię prosiłam? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Tak, tak... - podniosła się do siadu, biorąc kolejny głęboki wdech.
- A! Dzięki, dzięki! - rzuciłam się na nią w przyjaznym uścisku.
- Au... - powiedziała cicho. - Trochę mnie dusisz... - rzekła krztusząc się od mojego przytulenia.
- Oj, przepraszam... - puściłam ją, a ona złapała się za gardło.
- Masz krzepę... - zachichotałam w odpowiedzi.
- Dobra, dziękuję ci jeszcze raz. Jak będziesz czegoś potrzebować to pytaj, jestem ci dłużna. - rzekłam uśmiechając się. Machnęła ręką.
- E tam... Nic mi dłużna nie jesteś. Po prostu chciałam ci pomóc, a raczej jemu... Myślisz, że to mu jakoś pomoże? - zapytała.
- Mam nadzieję... Ostatnio nic nie szkicuje, nie maluje, martwię się o niego... - spuściłam wzrok.
- Ja chyba nigdy nie zrozumiem związków... - westchnęła.
- Zrozumiesz jak spotkasz tego kogoś - zaśmiałam się. - Ja już muszę iść. Im wcześniej mu to wręczę, tym szybciej zobaczę jego uśmiech... - powiedziałam z rozmarzeniem, przytulając paczkę.
- Ble... - Blood zrobiła skwaszoną minę, następnie obie wybuchnęłyśmy śmiechem. - No idź już idź, do tego swojego kochasia... - pospieszyła mnie. Przytaknęłam i biegiem udałam się z powrotem do środka budynku.
Radosnym krokiem weszłam do pokoju Blood Painter'a, akurat on smacznie spał. Usiadłam na skraju łóżka, przyglądając się jaki jest spokojny podczas snu, po czym delikatnie nim potrząsnęłam.
- Helen... - powiedziałam cicho, a on otworzył swoje zaspane błękitne oczka. - Mam coś dla ciebie.
- Huh? - podniósł się do siadu, ziewając przeciągle. - Coś tak ważnego, że musiałaś mnie budzić?
- Skoro nie chcesz, mogę przyjść potem. - udałam obrażoną i skrzyżowałam ręce.
- Nie, żartuję - uśmiechnął się, po czym mnie przytulił. - Cieszę się, że jesteś... Tak w ogóle, Blood Dash tu była i cię szukała.
- Naprawdę? - udałam zdziwioną.
- Tak, podobno coś dla ciebie miała, ale nie chciała mi powiedzieć co to.
- Właśnie to - podałam mu paczkę. Puścił mnie i wziął ją do swoich rąk.
- Co to? - zapytał.
- Otwórz, a nie - dźgnęłam go w ramię. Kiedy w końcu rozpakował paczkę, ujrzał komplet farb, małe płótno oraz dwa szkicowniki, a do tego kilkanaście ołówków. - I jak?
- Skończyły mi się... - powiedział biorąc do ręki farby. Już widziałam ten błysk w jego oku.
- Wena powróciła?
- Chyba tak - rzekł szybko i mnie pocałował. Uhm...





~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~
Wybaczcie, że piszę jakieś denne romansidła.. XDD
Ale coś tam mnie wzięło.
No, w następnym rozdziale to wyprostuję.
Będzie Liu, będzie trochę kłótni.
A właśnie.
No więc.
Skomentujcie jeśli się podobało!
~ Fire

Komentarze