#3 Nothing Special in Hell: Tacy jak ja

Obudziłam się tym razem nie w lesie, lecz w jakimś ciemnym, chłodnym pomieszczeniu. Spałam na starej, zakurzonej kanapie, która śmierdziała gryzącą w nos stęchlizną. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie był tutaj jeszcze ktoś, kto mi się przyglądał. Ten sam wysoki mężczyzna bez twarzy, który sprawiał, że włosy stawały mi dęba. Podszedł do mnie i wyciągnął jedną ze swoich kościstych dłoni. Pomógł mi wstać.  Drugą ręką przywołał kogoś. Z ciemności wyłonił się chłopak w białej masce, bez wyrazu z czarnymi ustami oraz oczami, zza której wyłaniały się nierówno ułożone brązowe włosy. Ubrany był w bluzę koloru brudnej żółci, na której widniały ślady zaschniętej krwi.
- Chodź, oprowadzę cię - powiedział obojętnie. Było to dość dziwne, a ton jego głosu w żadnym stopniu mnie do tego nie zachęcał. Białogłowy pchnął mnie w jego stronę, rozkazując bym za nim szła. Tak, byłam prawie pewna, że on mi rozkazuje. Nie mając innego wyjścia, musiałam posłuchać tego anorektyka-krawaciarza.

Zamaskowany zaczął mnie prowadzić przez ciemny korytarz, przypominający te w opuszczonych szpitalach psychiatrycznych. Biała tapeta, pajęczyny, popsute światła, a  gdzieniegdzie plamy krwi. Przez całą drogę się nie odzywał, ja również. Nie dlatego, że nie było tematu, tylko, że bałam się, iż nawet niechcący mogę go jakoś zdenerwować, co mogłoby źle się dla mnie skończyć... Zatrzymał się przed drzwiami z numerem 39. Otworzył je, a przede mną ukazał się pokój z mojego akademika, z czasów przed masakrą i moją przeprowadzką. Był identyczny. Ta sama tapeta, to samo łóżko, komputer, nawet ślady po ostrzach w ścianie. Odbicie lustrzane, tylko bez zmienionego układu. Wszystko. Całkowicie. Takie. Same.
- Twój pokój, od dzisiaj tutaj mieszkasz – powiedział zimno „Milczek”. Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt tym skołowana. Przewróciłam się i obiłam sobie głowę o jakiś kamień? Wydawało mi się, że to sen, bo była to jedna z najbardziej możliwych opcji.
Nagle z komputerem zaczęło dziać się coś nietypowego. Pokazywał sam z siebie różne obrazy: czaszki, krew, wodę, ogień, chodzące trupy. Po chwili coś zaczęło się z niego wyłaniać. Pikselowała się, właśnie pikselowała się postać. Od pasa w górę, z monitora ktoś się wychodził. Chłopak z długimi blond włosami, na których miał zieloną czapkę, a z pod niej wychodziły... Elfie uszy? Dodatkowo miał on całe czarne oczy, z czerwonymi tęczówkami, z których wypływała krew. Na początku byłam lekko przerażona oraz… zdezorientowana? Jak on wyszedł z komputera?!
- Siema! - rzekł uśmiechając się szeroko, przy czym obnażając swoje kły. - Nowa? Ben jestem - podał mi rękę. Odwzajemniłam uścisk dłoni, chociaż nie byłam pewna, czy to nie grozi zarażeniem się jakimś wirusem, czy czymś takim. Drugi chłopak, w masce, nic się nie odezwał będąc jakby w innym świecie. W ogóle nie zwracał uwagi na nic jak mogłam zauważyć.
- Świeża krew jest bezimienna - dodał po chwili Ben ze śmiechem. - Nadal skołowana, co nie? - szturchnął mnie łokciem w ramie. - Dobra, to do zobaczenia potem. Mam robotę na zewnątrz! - skończył, po czym natychmiastowo ponownie spikselował się do komputera. Co do jasnej...
- Przyzwyczaisz się - nagle odezwał się chłopak w masce. Aż podskoczyłam. Najpierw się nic nie odzywa, a potem niespodziewanie powie dwa słowa.
- A.. W ogóle to jak się nazywasz? - odważyłam się zapytać. Za to mnie nie zlinczuje, raaczej..?
- Jestem Masky - rzucił wychodząc i zamykając za sobą drzwi. W moim pokoju zapanowała ciemność. Uhu, milusiński.
Włączyłam lampkę, która stała na biurku, a następnie nic nie rozumiejąc, oraz z miliardem pytań w głowie rzuciłam się na łóżko. O co tu chodzi? Co ja tu robię? Świeża krew? Bezimienna? Poznam resztę? Jaką resztę? Kim do cholery jest koleś bez twarzy? A koleś w masce? Ba! Jeszcze ten komputerowy Ben, Den, Fred, czy jak mu tam było...
Te pytania dręczyły mnie jak muchy, przy zepsutym jedzeniu. Całe mnóstwo pytań, a żadnych odpowiedzi. Mogłam chyba jednak o wszystko popytać tego kolesia w masce. Jak my było… Masky! Właśnie. Może by mi coś powiedział, ale nie… Musiałam siedzieć cicho, bo nie potrafię myśleć logicznie będąc tak skołowaną. W sumie… Kto by nie był?! Palisz dom, by następnie zemdleć w ramionach jakiegoś kościotrupa rodem z horroru, któremu obcięli budżet i nagle, od tak, budzisz się w miejscowym domu wariatów. Ta, kto by nie był...
Rozejrzałam się po moim pokoju. Naprawdę był on identyczny co do tego w akademiku, co powtarzam już chyba setny raz. Zainteresowana dziwacznością tego zdarzenia, zajrzałam do szafy. Były tam nawet moje ubrania, które tak na dobrą sprawę powinny być spalone. Przebrałam się w niebieskie spodenki do kolan oraz za dużą, białą koszulkę na krótki rękaw. Zgasiłam lampkę, położyłam się do łóżka i próbowałam jakoś zasnąć, oczywiście w nowym miejscu zawsze jest to trudne. Za każdym razem jak zamykałam oczy pojawiała się masakra w liceum - spalone ciała, krew, ogień... Nie, to nie były koszmary, po prostu kiedy o tym myślałam, miałam ochotę na jeszcze jedną taką akcję, ale dopóki się z tego dziwnego miejsca nie wydostanę, mogę tylko o tym pomarzyć. Po prostu rozpierała mnie  niesamowita energia i chęć podcinania gardeł.
Nie mogąc zasnąć wstałam i wyjrzałam przez drzwi. Na tym, tak przeze mnie zwanym, "holu szpitalnym" było całkiem pusto oraz przeraźliwie ciemno. Może oni też postanowili spać? Lub jak to powiedział Ben, poszli załatwić sprawy na zewnątrz. Wyszłam z pokoju jak tylko najciszej potrafiłam, ale przeklęte drzwi skrzypiały jak kot obdzierany żywcem ze skóry. Możliwe, że udałoby mi się znaleźć jakieś wyjście? Po omacku zaczęłam iść przez korytarz, jednocześnie czekając, aż moje oczy całkowicie przyzwyczają się do ciemności. Doszłam do pokoju, w którym się obudziłam - tego z kanapą. Może to jakiś "salon"? Poszłam troszkę dalej by móc bardziej się rozejrzeć po pomieszczeniu. Panowała tam grobowa cisza oraz przytłaczająca ciemność, tak, dokładnie jak w sarkofagu. Żadnych okien, tylko kilka zamkniętych drzwi. Podeszłam do jednych zastanawiając się czy je otworzyć.
- Ja bym na twoim miejscu tego nie robił... - usłyszałam za sobą czyjś głos.




~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~
W końcu!!
Ta, super, wszyscy się cieszą
Ale i tak wszyscy chcą CW
...
NO PISZE SIĘ NO T^T
Akward.
W ogóle to na początku chciałam dać fanarty, nie cosplay'e, ale
super bardzo spodobał mi się strój Tima/Masky'ego,
uznałam więc, że takie coś może być fajniejsze, niżeli rysunki. :)
Poza tym... Wyczaiłam taki fanart z Benem, który chciałam dać,
i który był fajny, i pasowałby do tej sceny, ale...
Ale jak przez niego płaczę to nie chcecie wiedzieć.
*płacz i ukrywanie się w szafie*
Czemu ja o nim piszę, czemu, czemuczemuczeczmuczemu....
~ Fire

Komentarze