CreepyWrite #15


~* Jeff the Killer *~

- Liuu! LIUUU! - krzyczałem szeptem szukając swojego głupkowatego młodszego brata. - Jak się zaraz nie pokażesz, to rano się nie obudzisz! Liczę do trzech, a wiesz, że nie żartuję! - zero odpowiedzi. Jaskinia miała wiele odłamów i wnęk, a nie mając światła łatwo się zgubiliśmy. - Raz! - ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie..? - Dwa... - rozejrzałem się dookoła, ledwo widząc wilgotne, skalne ściany. Czułem się jak w lodówce, po odłączeniu prądu. - Dwa i pół... Stary, nie chce żałować, że zabiłem młodszego brata... Znowu...
- Tu jestem debilu - wyszedł zza rogu tunelu po mojej lewej stronie trzymając w ręku zapałkę. - Mówiłem, że zaraz wrócę. Trzeba było mnie słuchać, a nie zgniatać mrówki pod podeszwami - westchnął. - To którym teraz idziemy? W tym to był tylko trup z pudełkiem zapałek.
Zignorowałem jego uwagę o mrówkach i przyjrzałem się reszcie odłamów. Żaden nie wskazywał na to, by ktoś nim uczęszczał, ale światło zapałki było też słabe oraz krótkotrwałe, więc nie miałem szans się przyjrzeć. Tuneli naliczyłem trzy, plus ten w którym Liu znalazł nasze jedyne źródło światła. Każdy wyglądał tak samo. Musieliśmy zdać się na resztę zmysłów.
- Słyszysz coś..? - zapytałem.
- Nic. Cisza jak makiem zasiał - zaczął się rozglądać, przy pomocy zapałek. - Ej, chwilę, twoje mrówki...
- Co ty masz do mojego hobby zgniatania mrówek?!
- Zamknij się pajacu i patrz - wskazał na owady, które wędrowały równym szykiem przez jeden z tuneli.
- Ty myślisz, że któryś z nich to jakiś zaklinacz mrówek? - skrzyżowałem ręce, nie za bardzo przekonany. Mój brat wzruszył ramionami w odpowiedzi, po czym bez żadnego słowa ruszył za armią robali. Ja nie wierzę w niego...
Pozostało mi - albo zgubienie się w niezliczonej ilości tuneli sam, albo zgubienie się z młodszym oraz mrówkami...
- Liu, czekaj! - pobiegłem za nim.
 Kilka minut łaziliśmy za tymi wkurzającymi stworzeniami. Oczywiście nie mogłem się oprzeć, by ich po drodze trochę nie podeptać. Głupia zabawa, ale jaka satysfakcjonująca...
- Hahaha... Oh, Wire, coś taki nie w humorze... - usłyszeliśmy z dala przytłumiony, dorosły, kobiecy głos. Liu natychmiastowo przyparł do ściany, ciągnąc mnie za sobą. Szliśmy wzdłuż niej, a śmiech "wariatki" stawał się coraz bardziej donośny. Mój brat wychylił lekko głowę zza zakrętu, po sekundzie ją cofając. Przyłożył do ust palec wskazujący na znak ciszy.
- Khe... Dziwisz mi szię? - odpowiedział jej niewyraźny, głos męski.
- Trochę... - odrzekła potulnie. - W końcu zabiłeś swoich wszystkich wrogów, czyż to nie było wspaniałe?
- Było... Ale przesz nich sziedziałem jeszcze pół roku w szpitalu... Zmarnowane pół roku... - odburknął, w międzyczasie sycząc z bólu.
- A więc trzeba to nadrobić! - kobieta klasnęła w dłonie. - A ty Kid?
- C-co ja..? - kolejny głos, tym razem o wiele młodszego chłopaka.
- Ty też jesteś jakiś nie w humorze. Czy tylko tamte dwa wariaty jakkolwiek się cieszą, ze wszystkiego?
- Nam nie odwaliło z powodu eksperymentów wojskowych... - mruknął cicho i ten. Nagle usłyszeliśmy huk, jakby któryś z nich rzucił czymś o ścianę jaskini.
- Oj Kid... Zbierasz je, a potem tak źle traktujesz... - skomentowała z politowaniem. Kilka dziwnych odgłosów, jakby niuchającego psa, po czym cichy szept, którego nie potrafiłem rozszyfrować. - O... Chyba mamy gości.
Wtem przed nas naskoczyły dwie warczące postacie. Cofnąłbym się przestraszony, ale aktualnie za mną była ściana. "Psy", które okrutnie na nas szarżowały, miały ludzką posturę. Całkowicie ludzką, jednak całe ich ciało było zabandażowane, a tam gdzie skóra była odsłonięta widać było blizny po nacięciach. Nie widzieliśmy ich twarzy, otoczonych zakrwawionym materiałem. Tylko ostre kły, które zdobiły ich usta.
- No, proszę, proszę... - wtem zza "zwierząt", z cienia wyszła ów kobieta. Była dziwna, nie wiem czy przypadkiem nie dziwniejsza od tych dwóch identycznych "psów". Przeczesała swoje różowe włosy na jedno z ramion, uśmiechając się złowrogo. Twarz miała podzieloną na dwa kolory - czarny, oraz mocno różowy. Wyglądała jak maska. Jedno oko po jej lewej stronie, czarne, z żółtym ozdobieniem, a niżej tylko połowa również czarnych ust, wychodząca od drugiej połowy twarzy.
- No hej - machnąłem ręką na przywitanie. Wtedy jeden z zabandażowanych głośniej na mnie warknął, jakby bojąc się o to iż wykonam poważniejszy ruch. Nie znoszę kundli, a tym bardziej psychopatycznych ludzi, myślących, że są kundlami.
- Jakbym już gdzieś was widziała... - powiedziała cicho Ona, przyglądając się nam uważnie. - No, mniejsza - machnęła ręką. - Miłej zabawy chłopcy - rzuciła obojętnie do swoich zwierzątek, odchodząc.
- Chwilę! Czekaj! - krzyknął za nią Liu. Już nawet i on się domyślił, że chyba z tymi zdziczałymi mumiami się nie dogadamy.
- Czego chłopcze? - odwróciła w naszą stronę swój znudzony wzrok.
- Mamy sprawę. Jakbyś nie zauważyła my też jesteśmy inni - tu wskazał na swoje blizny, które w końcu zrobiłem mu ja, a potem i na moją białą, jak kartka papieru twarz.
- Zauważyłam, ale co miałoby mnie to obchodzić? - całkowicie odwróciła się w naszą stronę, krzyżując ręce na piersi.
- Może to, mała, że przyszliśmy oferować wam godne miejsce zamieszkania? - tym razem odezwałem się ja.
- Aha... I ma mi to zapewnić koleś, zwracający się do osoby po czterdziestce "mała"?
- Chwile, czterdziestce? - znak zapytania zastąpił moją twarz. - W takim razie, nie wygląda pani na tak starą. To komplement.
- Zamknij się Jeff. Lepiej się zamknij - rozkazał Liu. Wywróciłem więc oczami i siedziałem dalej cicho.
- Aa... - kobieta jakby sobie nagle o czymś przypomniała. - True, False idźcie się bawić gdzie indziej - zwróciła się do swoich zwierzaków, a te posłusznie poszły w drugą stronę jaskini. Nadal nie poznaliśmy dwóch poprzednich rozmówców. - Więc to ty jesteś ten słynny "Jeff the Killer", o którym się tyle słyszy?
- Tak, to ja, we własnej osobie - odrzekłem z dumą.
- Gorsze rzeczy na świecie robiłam, ale jak już będą mówić, to tylko o nastolatkach, cóż to za małe wyróżnienie - burknęła, ewidentnie zła oraz zazdrosna. - Jestem Flower Smile, mówicie mi po prostu F.S. jeśli wam to ułatwi sprawę - odwróciła się by wrócić do poprzedniej części jaskini. Machnęła do nas ręką, byśmy ruszyli za nią. Tak też zrobiliśmy.
- A więc Flower Smile... Sprawa jest taka, iż... - zaczął Liu. - Mamy zasadę, że wszyscy tacy jak my, trzymamy się razem. Razem z Jeffem przybyliśmy was zwerbować. W naszym lokum jest bardzo bezpiecznie, a policja nie da rady was tam wytropić. To dla tego byśmy wszyscy mogli robić to co lubimy w jak najkorzystniejszych warunkach - aż się zdziwiłem, że mój młodszy braciszek potrafi gadać z takim sensem.
- Brzmi ciekawie - mruknęła kobieta, chociaż ewidentnie nie była zainteresowana. - Jednak my się czujemy tu dobrze - wskazała na swoich pomagierów. - To jest Wire - przedstawiła wyższego chłopaka, bez oczu, z ciemnobrązowymi włosami. Jego całe ciało otaczał drut kolczasty, w tym mocno wbijał się w jego usta. Krwawił obficie. - Zaś to, najmłodszy z nas, Headless Kid - i tu, w przeciwieństwie do jego tytułu, pokazał się młody chłopak, który na pewno miał głowę i to z długimi blond włosami. Jak reszta jego towarzystwa nie miał oczu, a zamiast lewej ręki posiadał długie ostrze. Creepy as fuck. Drugie Proxy normalnie, pod władzą kobiety.
- Czekaj... Czemu Headless? - zwróciłem się do blondyna. Ten bezsłownie wskazał ręką na worek obok, z którego wypadały głowy. Zorientowałem się, że tym wcześniejszym hukiem była właśnie czaszka, która w tej chwili leżała pod przeciwległą ścianą jaskini.
- Rozumiem, że wszystko świetnie i tak dalej... - Liu dalej używał swojej słabej perswazji... - Jednak naprawdę, lepiej by dla was było gdybyście do nas dołączyli. To nic nie kosztuje, a daje wam schronienie przed glinami.
- Tak, tak, tak - kobieta machnęła ręką. - Jak wszyscy będziemy się kisnąć w jednym miejscu, to w końcu psy nas wytropią i złapią każdego, kto tam z wami siedzi. Wolę się w to nie pakować.
- To nie jest akurat możliwe. Mamy specjalne przywileje, nasze miejsce je ma. Nikt nie będzie potrafił go znaleźć.
Ja stałem w milczeniu przyglądając się obu chłopakom. Podejrzewam, że oboje byli w podobnym wieku, jednak Kid wydawał się może nawet i młodszy. Sama F.S. powiedziała, że jest tym najmłodszym, ale mogło to oznaczać również, że co dopiero do nich dołączył. Widziałem w wyrazie jego, pobrudzonej krwią twarzy, chyba nadzieję... Albo chęć dołączenia do nas. Nie wiem. Po prostu miałem takie wrażenie. Jak nie cała grupa, to może chociaż jedna osoba, to by było przynajmniej coś i Slender nie miałby takich pretensji.
- Powiadasz? - Flower Smile nadal nie była przekonana.
- Skoro mówią, że nie da się ich znaleźć... - i wtem, ku zaskoczeniu wszystkich, odezwał się blondyn. - To może warto by było..? - nie dokończył aluzji. Każdy wiedział o co mu chodzi.
- Hmm... - kobieta poczęła się zastanawiać. - Wire?
- Ja szię zawsze będę tszymać z tobą - odrzekł bez najmniejszego zamysłu. Ten drut ewidentnie bardzo mu przeszkadzał w mówieniu.
- True i Falsa nawet nie będę pytać o zdanie i tak posłuchają się mnie - mruknęła, zadowolona ze swojej władzy. - Kid, jeśli chcesz, to proszę bardzo, idź z nimi. Trzymać cię siłą nie będę.
Headless westchnął i nic już nie powiedział. Chyba, bez swojej grupy nie chce się nigdzie ruszać.
- Naprawdę, lepiej będzie wam u nas, niżeli w tej jaskini - ciągnął Liu. Nie wiem po co. Upartych na chama nigdy nie przekonasz.
- Pch - prychnęła. - Idźcie już, bo zaczynacie mnie irytować.
- Proponuję tylko lepsze dla was- - nagle na mojego brata naskoczył jeden ze zwierzaków, przygniatając go z całej siły do podłoża.
- Powiedziałam coś.
Mnie pilnowała już druga z zakrwawionych mumii. Nie odezwałem się ani słowem, tylko pomogłem bratu wstać. "Psy" cały czas na nas warczały.
- Liu, potem... - szepnąłem, ciągnąc go w stronę wyjścia.
F.S. pomachała nam na pożegnanie.

- Co potem?! - wykrzyknął wściekły, gdy byliśmy już na zewnątrz.
- Wiesz, że jak się komuś nie udaje werbowanie, to Slenderman sam przychodzi odwiedzić swoich nowych podopiecznych - rzekłem ze spokojem.
- Tak, a ci, którym się nie udało, dostają manto - burknął, ruszając w drogę powrotną.
- Aj tam... Staraliśmy się, nie wyszło, trudno. I tak do nas dołączą, czy tego chcą czy nie.



~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~
Heh, ten rozdział wyszedł mi naprawdę dziiiiiwnie.
Ale chyba nie jest źle, nie?
Wybaczcie, że tak długo, szkołą i tak dalej..
No cóż.
Btw. cała paczka tych psychopatów jest po raz kolejny moim wymysłem.
Pracuję aktualnie nad komiksem z ich udziałem, w który nie będzie wplątywana CP.
Może kiedyś gdzieś coś udostępnię, zobaczy się.
Jeśli się spodobało, pozostaw po sobie pozytywny komentarz! ♥
~ Fire

Komentarze

  1. Anonimowy22:44:00

    Ach dawno nic nie komentowałam i cholernie zwlekałam z przeczytaniem tego rozdziału ale formatowałam kompa ostatnio jakie 6 razy i nie mogę dojść z nim do ładu xD Bynajmniej rozdział jak zwykle cudowny. Fajnie, że znajdujesz czas na pisanie podczas roku szkolnego, to Ci się chwali. Bo trio w którego skład wchodzi: wena, czas i ochota pisarza rzadko odwiedza w pełnym składzie :D (taka tam malutka przenośnia) A jak już do ciebie wpadną to z hukiem.
    Nic dodać nic ująć jak zwykle super.
    Pozdrawiam, Serdeczna Tarcza!
    ~ViAnna

    OdpowiedzUsuń
  2. A teraz ma zacna towarzyszko zdradź mi kiedy będzie kolejny rozdział tego zapierającego dech w piersiach opowiadania...bo moja kryształowa kula się zepsuła i nie wiem. Chyba muszę zadzwonić do serwisu żeby mi ją naprawili *po krótkim namyśle chwyciła kryształową kulę w dłoń i wyrzuciła za siebie a ta rozbiła się na drobne fragmenty* Nieważne! Cała zgraja przedstawiona w tymże fragmencie zaintrygowałą mą osobę i demony w moim umyśle zastanawiają się czymże ta horda psychopatów zaskoczy nas w kolejnych częściach! *stop, tajemniczy uśmiech* Będziemy wyczekiwać z niecierpliwością *znika w cieniu*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz